Ze spokojem w biznes – Część 2. Przychód własny.

Ze spokojem w biznes. Jak oswoić emocje i stres w biznesie? – zapraszamy dziś do części drugiej cyklu edukacyjnego dla przedsiębiorców.

Wprowadzenie do cyklu dostępne jest >> TUTAJ.

Część 1. Finansowanie >> TUTAJ.

Część 2. Przychód „własny”

Pieniądze to wciąż dość trudny temat a nawet tabu. Nie mówimy o tym ile zarabiamy. Trudną decyzję o kredycie podejmujemy w samotności. Brak etatu to bezrobocie, choćby człowiek całe dni był zajęty. A brak pieniędzy spycha na peryferia życia towarzyskiego, bo wstyd się przyznać, że szkoda wydawać na piwo. Od czego zależy czy za słowem „pieniądze” kryją się strachy, nieporozumienia, oczekiwania i zachwiane poczucie własnej wartości, czy też spokój, rozwój, spełnianie marzeń i satysfakcja?

Presja zarabiania

Kiedy człowiek zaczyna budować biznes i jest mu całkowicie oddany, to na ogół liczy się z tym, że przez jakiś czas będzie żyć z oszczędności lub kapitału zgromadzonego specjalnie na ten cel. Nie zawsze jednak ma świadomość, że będzie to wyścig z czasem, z własną produktywnością i nieustanne opieranie się oczekiwaniom otoczenia. A jeśli środki nie zostały właściwie zaplanowane, jeśli pojawiają się trudności, jeśli czas wydłuża się, jeśli jest rodzina do utrzymania, to pojawia się także własna, wewnętrzna presja zarabiania.

Wiele wtedy zależy od tego jak silna jest motywacja do realizacji przedsięwzięcia. Wizja lepszego świata może znieczulać dotkliwość codzienności i z ogromną siłą napędzać do działania, do szukania wszelkich rozwiązań. Natomiast uleganie oczekiwaniom innych doprowadza do spadku motywacji, a w konsekwencji budzi strach nie tylko o przyszłość, ale i o teraźniejszość, nawet, jeśli nie ma po temu przesłanek. Presja zarabiania bierze się z niespełnionych oczekiwań. Cudze oczekiwania często są spełniane po to, by poczuć docenianie, akceptację, uznanie. Ale są także oczekiwania wobec siebie.

Proszenie o pożyczkę, „na garnuszku” partnera, finansowa zależność – nawet, a może zwłaszcza – od bliskich często wywołuje wstyd, zmniejsza poczucie własnej wartości, prowadzi do niewspierających myśli o sobie. A przecież po to związujemy się z innymi ludźmi, żeby się wzajemnie wspierać. Wzajemnie. Nikt nie jest samowystarczalny. Akceptacja tego faktu bywa trudna, zwłaszcza dla ludzi przedsiębiorczych, proaktywnych, tzw. silnych, bo prośba o wsparcie to dla nich okazanie słabości. Aż chce się zacytować fragment z książki „Chłopiec, kret, koń i lis” Charliego Mackesy:

– Jaka jest najodważniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek powiedziałeś? – spytał chłopiec.
– Pomóż mi – odparł koń.

Oczekiwania i bliscy

Dość częsta w Polsce sytuacja rodzinna foundera wygląda tak, że po kilku tygodniach a nawet miesiącach budowania biznesu, ogłasza rodzicom i znajomym, że założył firmę. Spotyka się to na ogół z lamentami jednych i radosnym poklepywaniem po plecach ze strony drugich. Oczekiwania zatem są wyrażane przez jedną ze stron, o ile można za nie uznać lament czy poklepywanie, ale na pewno nie jest nią założyciel. Od założyciela popłynął komunikat, oznajmił, co robi. Łatwo go zinterpretować jako: nie wtrącajcie się, dam sobie radę.

A można przecież powiedzieć tacie: Wiem, że się martwisz, ale jestem dorosła/y, wiem jak o siebie zadbać, nawet jeśli mi nie wyjdzie. Potrzebuję twojego wsparcia a kiedy mówisz „etat to etat” – mnie to denerwuje i zniechęca. Może tak się zdarzyć, że za rok będę potrzebować pożyczki, ale wtedy o nią poproszę. Czy możesz to dla mnie zrobić? albo przyjaciółce: Dzięki za twój entuzjazm, ale nie wiem jak będzie. Kieruję całą energię i pieniądze w ten projekt. Może mniej będziemy się widywać, ale chcę czasem porozmawiać z tobą przez telefon, żeby przegadać co mnie nurtuje. Może mogłabyś też poznać mnie z ojcem twojego chłopaka, on jest księgowym. Co ty na to?

Opowiedzenie o tym jak będzie wyglądać sytuacja w najbliższym czasie, przygotowuje osoby w otoczeniu, pozwala im zrozumieć nadchodzące wydarzenia a więc i potrzeby foundera. Natomiast wyrażenie wprost tych potrzeb i związanych z nimi oczekiwań – zwiększa szanse na uzyskanie realnego wsparcia.

Podobnie jest z codziennym życiem w związku. Partner, który zna sytuację – zrozumie zamyślenia, spóźnienia i oszczędzanie. A kiedy zauważy brak snu, ruchu albo zapominanie o rocznicach – z pewnością o tym powie lub zorganizuje równoważące aktywności. Stres związany z pracą – ujawniony i omówiony z najbliższą sercu osobą – bywa łatwiejszy do udźwignięcia, zmniejszają się szanse, że wykipi w najmniej spodziewanym momencie, psując atmosferę domu. Founder, który chcąc chronić najbliższych, polega wyłącznie na sobie, jest dotkliwie samotny a przez to często rozdrażniony, kłótliwy, nieobecny, co paradoksalnie psuje ważne dla niego relacje.

Brak otwartej rozmowy prowadzi do domysłów na temat oczekiwań innych. Wyobraźnia stwarza wtedy nieprzychylne środowisko, w którym presja sukcesu finansowego popycha do działań ostatecznie oddalających od wizji prosperującego biznesu. Warto wtedy sprawdzić, na ile prawdziwe są te oczekiwania a na ile chodzi o kupienie sobie uznania czy uwagi. To może być początek katastrofy, bo kiedy własną wartość uzależnia się od wyrażonego w cyfrach powodzenia biznesu, trudno o rozsądne decyzje. Taki founder może zachowywać się jak nałogowy gracz. Efekt tej gry jest niestety przewidywalny a konsekwencje psychicznego obciążenia wymagają długiego leczenia.

Przekonania: praca, biznes, pieniądze

Podejście do biznesu i pieniędzy często wynika z uwierzenia w krążące wokół nas „złote myśli” na jego temat. Nawet jeśli są powtarzane ze śmiechem, z przekąsem, to w sposób nieuświadomiony mogą wpływać na wybory, na działania i ich efekty. Dotyczy to także tego, co jest obecnie dominującą opinią w środowisku i tego, co jako dzieci obserwowaliśmy i słyszeliśmy, np. od sąsiada i o sąsiedzie – przedsiębiorcy.

W ostatnim czasie w środowisku startupowym mamy dwa trendy narracji, związane z pracą na swoim. W jednym dużo mówi się o tym, że żeby coś osiągnąć, trzeba się zaangażować minimum po kilkanaście godzin dziennie. Inaczej mówiąc – tylko ciężką pracą możesz do czegoś w życiu dojść. W drugim – doświadczeni przedsiębiorcy opowiadają jak pracując ponad siły stracili zdrowie, relacje i popełniali kosztowne błędy. A ponieważ w większości te opowieści nie kończą się morałem, przestrogą lub radą – wiele osób interpretuje je jako przesłanie: taka jest cena sukcesu, musisz się z tym liczyć.

Trudno więc dziwić się, że brak rentowności często wynika z niezałatwionych od miesięcy, powracających jak bumerang, spraw, blokad decyzyjnych i porzucania projektu, nawet jeśli świetnie się zapowiadał a założyciel ma wszelkie atuty, by go zrealizować z sukcesem. Powodem jest wewnętrzne rozdarcie między tym, co founder sobie założył – wolność, życie na własnych zasadach – a nieuświadomionym, sterującym nim, podawanym przez pokolenia programem: żeby coś osiągnąć musi być ciężko, trudno i drogo. Klasyczny konflikt między dwiema wartościami: wolnością i pracą.

Do tego można jeszcze dołożyć zakodowane w głowach równanie: biznes = pieniądze. Wtedy pojawia się wstyd, że po dwóch latach wciąż nie zarabia się tyle, by móc się wygodnie utrzymać, płacić przyzwoicie pracownikom i rozwijać firmę. Z takim pakietem w głowie i w otoczeniu trudno o spokój. Rośnie presja i wewnętrzna, i zewnętrzna. Z pierwszą trudno oprzeć się drugiej.

Warto zwrócić uwagę na jeszcze jedną ważną sprawę – przekonanie „pieniądze szczęścia nie dają” może być równie szkodliwe co „bez pieniędzy niczego nie osiągniesz”. Nie przywiązywanie pieniądzom żadnej wartości – właściwe osobom z sercem na dłoni – prowadzi do zaniżania cen, udzielania nieprzyzwoitych rabatów i świadczenia usług za darmo. Kiedy ludzie są ważniejsi niż biznes, pieniądze rozpływają się w niezwracanych pożyczkach i datkach a ceny są tak skalkulowane, by można było wypłacać dobre pensje pracownikom, ale już nie sobie. Wtedy strach o jutro także potrafi spędzać sen z powiek.

Dlatego tak ważne jest osobiste zweryfikowanie przez założyciela, które wartości są jego, a które są spuścizną po innych czasach i ludziach oraz zrozumienie, co wnoszą do życia jego własne definicje słów: praca, biznes, pieniądze. Bo czy praca oznacza trud a pieniądze wolność? Dobrze jest wyłapać i wypisać „złote myśli”, sprawdzić jakie wyzwalają emocje, jak przejawiają się w działaniu i czy na pewno wspierają realizację celów. Od tego, jaki program ma „zainstalowany” w głowie założyciel, zależy jak prowadzi startup. Jeśli szczerze go przepracował – ma podstawy do stworzenia własnego systemu prowadzenia biznesu ze spokojem i satysfakcją.

Pasja do rozwoju

Satysfakcję, radość i spokój łatwiej poczuć i zauważyć, kiedy ma się świadomość i akceptację faktu, że startup to proces, co wiąże się z nauką i eksperymentowaniem. Radość jest więc z tego, co się robi, satysfakcja z każdego postępu.

Pieniądze pełnią ważną rolę w rozwoju biznesu. Dzięki nim łatwiej oddać część pracy w ręce ludzi, którzy zrobią ją lepiej, którzy wesprą swoją ekspertyzą, przyspieszą proces. Wydawanie pieniędzy jest wtedy celowe i przynosi rezultaty.

Jeśli założyciel widzi wartość we wzroście i rozwoju, w coraz większym dobru, jakie czyni swoim projektem – pozbywa się wstydu, nawet kiedy brak mu pieniędzy. Szuka wtedy innych sposobów na wynagrodzenie czyjejś pracy lub wsparcia. Łatwiej mu prosić o pomoc, bo widzi w niej okazję do tego, by zrobić kolejny krok w stronę rentowności przedsięwzięcia. Z większym luzem korzysta też z różnych form finansowania.

Kieruje nim zdrowe poczucie odpowiedzialności i rozsądne dążenie do celu. Napędza go postęp, ale ma dość samokontroli, by wyważyć tempo zmian. Pilnuje, by nie zatracić się w sztucznym przyspieszaniu procesu kosztem satysfakcjonującego życia, zdrowia i wartościowych relacji. Tych nie sposób kupić.

Taki założyciel jest jak ogrodnik. Chroni rośliny przed naporem wiatru. Jeśli trzeba – odżywia i leczy. Działa zgodnie z rytmem dnia i sezonów. Cierpliwie czeka na owoce.

 

 

Related articles

Monika Sowinska
Monika Sowińskahttps://coachprzedsiebiorczych.pl/
Certyfikowana coach, mentorka w licznych programach akceleracyjnych dla startupów i początkujących przedsiębiorców. Wspiera ludzi, którzy rozwijają biznes, bo chcą zmieniać świat, ale giną w twórczym chaosie, gubią w nim radość i sens działania. Uczy tak zarządzać biznesem, by z satysfakcją i z sukcesem realizować odważne wizje.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj