KARMNIK.ORG to miejsce, w którym warszawiacy znajdą pyszne, naturalne, lokalne produkty i przetwory. Przywożone są prosto od rolników i niewielkich wytwórców z Mazowsza wschodniego i bliskiego Podlasia. W sezonowej ofercie jest około 1000 produktów od ponad 40 dostawców.
Oferujemy prawdziwą lokalność, sprawdzamy jakość każdego produktu wprowadzanego na Karmnikowe półki. Działamy zgodnie z zasadą zero waste – zamawiamy u dostawców tylko to, co zamówili nasi klienci. Zachęcamy do bezstratnego gospodarowania żywnością. Działając na Mazowszu, ograniczamy ślad węglowy. Dajemy możliwość zwrotu części opakowań. Skracamy łańcuch dostaw między producentem a konsumentem. Jesteśmy częścią rosnącego segmentu e-grocery i wpisujemy się w trendy, związane z oczekiwaniami wobec żywności: żeby była lokalna, naturalna, o udokumentowanym pochodzeniu, produkowana etycznie. – Kasia Kolanowska, współzałożycielka Karmnik.org.
W 2021, pierwszym pełnym roku działalności, spółka osiągnęła 0,3 mln przychodu. Stara się pozyskać środki na rozwój. Chce je zainwestować w marketing (w konsekwencji zwiększyć liczbę klientów, zamówień i częstotliwość dostaw), rozwój logistyki (profesjonalizację posiadanego magazynu), rozwój oferty B2B i kateringu oraz otwarcie stacjonarnych punktów sprzedaży połączonych z mini bistro, zlokalizowanych w pawilonach cyrkularnych.
Founderki KARMNIKA Katarzyna Kolanowska i Magda Karpińska wspólnie o tym, skąd się wziął pomysł na firmę i jakie mają plany na przyszłość.
Pamiętacie, skąd właściwie wziął się pomysł na Karmnik?
Kasia: Od kilkunastu lat mam dobrze Ci znane gospodarstwo rolne pod Węgrowem. Jestem klasycznym „rolnikiem z Marszałkowskiej”. Tych kilka hektarów i budynków wśród łąk, blisko rzeki Liwiec, w początkach pandemii stało się miejscem, gdzie wszyscy uciekali z Warszawy. Sklepy straszyły pustymi półkami, zaczęliśmy się bać jedzenia z importu, nastąpił zwrot ku lokalności. Zamknięci w domach ludzie zaczęli z nudów gotować, piec chleby, uprawiać balkonowe ogródki, poświęcać jedzeniu coraz więcej czasu. Wpadł mi w ręce raport, z którego wynikało, że spada zainteresowanie modą i kosmetykami, a rośnie żywnością we wszystkich jej aspektach. Chodziłam z psem Klopsikiem na łąki, na długie spacery, myśląc i myśląc, co by tu robić. No i pomyślałam, że zadzwonię do Magdy.
Magda: A ja od dawna jestem przekonana, że jedzenie jest ważne, warto o nie dbać, że nie służy tylko napełnianiu brzucha, ale delektowaniu się smakami, że pełni ważną funkcję społeczną. Od dawna interesują mnie trendy związane z jedzeniem – wiedziałam więc wtedy doskonale, że polscy konsumenci są coraz bardziej świadomi, zainteresowani informacjami, które tworzą „historię produktu”. Oczekują narracyjnej opowieści, która pokaże im, że za każdym produktem, owocem i warzywem stoi konkretny człowiek i jego praca, a często także pasja.
Poza tym, jak wiele osób w tym czasie, wpadałam do Węgrowa i błyskawicznie wkręciłam się w nowy pomysł. To była świetna odskocznia od myślenia o pandemii!
Kasia: Znamy się od lat towarzysko, przed pandemią pracowałyśmy we wspólnym projekcie – dobrze się rozumiałyśmy. Mamy podobny stosunek do życia i pieniędzy – a to przecież niezły fundament pod wspólny biznes. Wtedy jeszcze nie Karmnik – na stole leżało prawie 50 pomysłów na nazwę: od Smaków czy Darów Mazowsza, przez Żarełko, Kosz Obfitości aż do Aprowizatorium. Wymyślałyśmy je w pięć: z Anką, naszą cichą wspólniczką, moją córką Zuzą i zaangażowaną w miejskie ruchy żywnościowe wspólną naszą koleżanką Kasią. W wielostopniowych głosowaniach i ognistych debatach wybrałyśmy Karmnik – trochę metaforyczny, krótki, łatwy do przełożenia na logo i zapamiętania. Do nazwy potrzebny nam był towar 🙂 Pamiętasz Magda, który producent był pierwszy?
Magda: No jasne! To były czasy przygodowe. Znalazłyśmy informację, że w pobliskich Jarnicach pani Iwona Gregorczyk w przydomowej wytwórni Sermlek robi pyszne, nagradzane sery — i pojechałyśmy tam opowiedzieć o pomyśle i spróbować serów. Pani Iwonka — nasza pierwsza kontrahentka, z którą stale współpracujemy — wysłała nas do ekologicznej pasieki Pachniczówka w Grębkowie. Adrian Pachnik i jego rodzice produkują tam miody i wyroby miodopochodne od pięciu pokoleń!
Jesteśmy z nimi już drugi rok. I tak to poszło: przeszukiwanie Internetu, wzajemne polecenia zaprzyjaźnionych i współpracujących dostawców, czytanie przydrożnych szyldów, wielokilometrowe podróże po Mazowszu…
Kasia: Stała czujność – jadąc samochodem w okolicach Siedlec zobaczyłam tablicę z napisem “Hodowla…” – ponieważ nie doczytałam czego, cofnęłam niemal pod prąd. Niestety … była to hodowla owczarków niemieckich 😀
Ilu macie teraz dostawców?
Magda: W sklepie na stałe jest ich około 40, starannie dobieramy nowych. Z kilkoma po nieudanych próbach przestałyśmy współpracować – zawodziły głównie kwestie logistyczne. Decydujemy się na tych, którzy mają dobry, bezpiecznie przygotowywany produkt (wiemy i rozumiemy, jak powstaje), gwarantują stabilność produkcji i powtarzalność smaku, a także niezawodność dostaw i produkcji. To mali producenci – zdarza się, że zepsuje im się maszyna, albo ktoś posłodzi dwa razy jogurt – ale to muszą być wyjątki. Działamy w modelu przedpłaconym – klienci oczekują, że ich zamówienie zostanie poprawnie zrealizowane tym bardziej, że złożyli je odpowiednio wcześniej. Dlatego nie pracujemy już na przykład z przemiłym panem K., który wędził pyszne pstrągi z własnych stawów – albo nie wędził, bo było za gorąco, pojechał na wycieczkę, no, zarobiony był…
Niemal co miesiąc dołączają do nas kolejni wytwórcy i baza produktów się poszerza. Zawsze, zanim nawiążemy współpracę, zdobywamy dokładne informacje o producencie – a także urządzamy degustację:-) bo jedzenie musi być smaczne. To jedna z najmilszych części naszej pracy.
Wasz biznes nie jest biznesem skierowanym wyłącznie na stronie przychodowej. Co wami kieruje? Jakie wartości przyświecają Karmnikowi?
Kasia: Wartości to akurat w naszym biznesie to sprawa fundamentalna. Jesteśmy z Mazowsza i działamy na Mazowszu, bo wierzymy, że jedzenie powinno być lokalne, żeby jego transport nie zwiększał śladu węglowego oraz dostarczane w ramach krótkiego łańcucha dostaw. A do tego sezonowe – w kwestii całorocznej sprzedaży pomidorów wybuchła między nami dyskusja o temperaturze wulkanu podczas erupcji.
Magda: Pomidorowe spory to już – urocza skądinąd – legenda. Prowadzimy fundację i Spółdzielnię Socjalną „Czarny Bez” (zatrudnia osoby bezrobotne, produkuje dania i przetwory pod marką „Kuchnia znad Liwca”, robi mazowieckie kateringi). W tym naszym ekonomiczno-społecznym holdingu podzielamy te same zasady związane z pochodzeniem żywności, ale też praktycznym wymiarem ekologii, np. w Karmniku odbieramy opakowania szklane, których potem używamy w produkcji dań gotowych w spółdzielni.
A jakie plany? Jaką chcecie widzieć przyszłość w Karmniku?
Kasia: Chcemy rozwijać Karmnik w czterech głównych kierunkach. Zwiększymy sprzedaż B2C poprzez zwiększenie częstotliwości dostaw, ekspresowe dostawy produktów ambientowych. Potrzebna nam do tego intensyfikacja marketingu i rozwój zaplecza logistycznego. Rozwiniemy kanał B2B, zwiększając liczbę sklepów, z którymi współpracujemy. W dalszych planach jest otwarcie stacjonarnych punktów sprzedaży z bistro – lokalnych Karmników a także linia produkcji pet food.
Jedną z potencjalnych dróg pozyskania kapitału na rozwój jest crowdfunding udziałowy. Uważamy, że ze względu na charakter naszej działalności jesteśmy dobrym targetem do budowania społeczności inwestycyjnej.
Więcej: karmnik.org